Scarce'a Novajumpa obudził potworny ból głowy najpewniej spowodowany czytaniem do późnej nocy.
Młody mężczyzna otworzył oczy i powoli usiadł na łóżku, po czym ścisnął skrzydełka nosa. Niewiele to pomogło. Wciąż czuł tępe pulsowanie. To nie ma sensu, pomyślał, stając powoli na nogi. Zimna durabetonowa podłoga pokryta białymi kaflami orzeźwiła go nieco.
Potargał i tak już odstające na wszystkie strony włosy i podszedł powolnym krokiem w stronę lustra. Spojrzał w nie i ujrzał młodą, ale zmęczoną twarz. Skóra była bledsza niż zwykle, przez co blizna na lewym policzku stała się wyraźniejsza. Sińce pod oczami podkreślały ich ciemną barwę.
Scarce poklepał się po policzkach, by te zyskały chociaż zadowalający kolor. Nie mógł przecież wyglądać jak trup.
Młody Jedi wyprostował się i porozciągał. Nieprzyjemny chrzęst wydobył się z jego pleców.
Scarce ziewnął potężnie, lecz zastygł w bezruchu z półotwartymi ustami. Wzrok miał utkwiony w zegar cyfrowy stojący na nocnym stoliku obok łóżka. Gdy spostrzegł godzinę ukazaną na wyświetlaczu, przeklął głośno, co zupełnie nie pasowało do nauk, które wpoili mu Jedi. Scarce nie był jednak zwykłym Jedi. Tak samo jak jego była mistrzyni. Novajump różnił się od innych pod paroma względami, począwszy od wyglądu a kończąc na zachowaniu. Scarce miał nietypowy kolor włosów, nawet jak na człowieka - blond tak jasny, że wpadający w biały. Czupryna kontrastowała z ciemnymi jak noc oczami. Jednak nie to było w nim najbardziej niezwykłe. Młody Jedi wyróżniał się ponadprzeciętną inteligencją, zawsze potrafił znaleźć wyjście z pozornie beznadziejnej sytuacji. Był poważny jak na swój młody wiek, ale nadrabiał to specyficznym poczuciem humoru. Mimo tych zalet miał jedną, dość poważną wadę. Mianowicie często się spóźniał. I ten dzień nie był wyjątkiem od tej reguły.
Młody mężczyzna wiedząc, że jest już spóźniony, błyskawicznie się ubrał i wybiegł ze swej sypialni. Nie zamykając drzwi, popędził korytarzem. Nie bał się o swój majątek. W Świątyni Jedi nie było złodziei, na nawet jeśliby byli, to i tak nie posiadał niczego wartościowego, oprócz własnego miecza świetlnego oczywiście, a który miał przy sobie. No bo co to za Jedi, który nie potrafi upilnować własnego miecza?
Rozpędzony do granic ludzkich możliwości, skręcił gwałtownie, i prawie by się przewrócił, gdyby nie pomógł sobie Mocą. Mimo wszystko i tak się zderzył z wysokim niebieskoskórym Twi'lekiem o surowym obliczu. Scarce go nie rozpoznał, nie miał pamięci do twarzy.
Novajump przeprosił go pospiesznie, a potem pobiegł dalej.
Po kilkunastu minutach szaleńczego pędu stanął przed drzwiami sali posiedzeń Rady Jedi. Odetchnął głęboko i otworzył drzwi.
Nie zaskoczył go widok Mistrzów, którzy właśnie wstawali z foteli, tym samym kończąc zebranie. Większość z nich patrzyła na Scarce'a z nieukrywaną niechęcią, natomiast jego była mistrzyni... Ta w ogóle na niego nie spojrzała. Zupełnie tak, jakby był dla niej zupełnie obcą osobą.
Otrząsnął się, równocześnie wyczuwając poprzez Moc, że powinien się odezwać, tak więc zrobił to:
- Proszę o wybaczenie, Mistrzowie - powiedział ze skruchą. - To już się więcej nie powtórzy.
- Hmm... To jest już czwarte twoje spóźnienie z rzędu, Mistrzu Novajump. Jak członek Rady powinieneś wiedzieć, że jesteś odpowiedzialny za swoje czyny - mruknął mistrz Arendal, a jego zielone lekku zafalowało pod wpływem emocji. Założył ręce na swojej szerokiej piersi.
- Rozumiem, Mistrzu - przytaknął Scarce.
W tym samym czasie rozległo się głośne chrząknięcie. Scarce odwrócił się, a jego wzrok spoczął na malutkim mistrzu o jasnozielonej skórze oraz wielkich uszach i równie ogromnych mądrych brązowych oczach. Mistrz Yorrik należał do tej samej rasy co legendarny Yoda.
- Nie o twoim zachowaniu porozmawiać chcieliśmy - stary mistrz posłał wymowne spojrzenie Twi'lekowi, po czym wstał z fotela. - Zadanie do wykonania ważne masz. Na Orvax IV lecieć musisz.
Kątem oka Scarce zauważył, że mistrzyni Tano kiwa powoli głową. Zmrużyła swoje wielkie niebieskie oczy, po czym wyszła z sali, nie odzywając się ani słowem.
Żegnając się z pozostałymi, Novajump odszedł. Zmierzał w kierunku swojej sypialni, myśląc o tym, co się stało. O tym, dlaczego nie mógł był taki a nie inny. O tym, dlaczego nie mógł być zwykłym Rycerzem Światła... Posłuszny i nie spóźniający się wiecznie. Młody mężczyzna był tak pochłonięty swoimi myślami, że nie zauważył nawet, jak ktoś dotyka lekko jego ramienia. Wyrwał się z otępienia i z zaskoczeniem stwierdził, że przed nim stoi jego dawna mistrzyni. Ahsoka Tano była wysoką Togrutanką, ale i tak sięgała swojemu byłemu padawanowi zaledwie do podbródka.
- M-mistrzni... - wyjąkał.
- Scarce - zaczęła. - nie wiesz, na czym polega ta misja. Rada ci tego nie wyjaśniła i nie zamierzała tego zrobić.
- Czemu mi to mówisz? - zapytał Novajump.
- Ponieważ to nie jest zwykła misja typu "poleć-sprawdź-wróć". Doszły nas słuchy, że Sithowie... znów dają o sobie znać. Tym razem na Orvax IV.
- Czyli mam sprawdzić, czy to prawda - powiedział Scarce, uprzedzając tym samym swoją byłą mistrzynię.
- Tak. - odparła krótko, patrząc, jak młody Jedi mija ją i odchodzi w głąb korytarza. Tano westchnęła cicho.
- Młody? - Scarce przystanął, ale się nie odwrócił - Uważaj na siebie. Byłoby szkoda, gdyby cię zabrakło.
Scarce uśmiechnął się słabo i po chwili zniknął w mroku.
***
Aayla była z każdą chwilą coraz bardziej podenerwowana. Ktoś niezainteresowany mógłby pomyśleć, że dziewczyna za bardzo się wszystkim przejmuje. Jednak Aayla Solinar była osobą, która niczym się nie przejmowała. Była po prostu wściekła. I nie dlatego, że nie przespała pół nocy. I też nie dlatego, że Lord Qiva zlecił jej tę parszywą misję. Była wściekła, ponieważ Corrine Holloway musiała lecieć razem z nią.
Dziewczyna zazgrzytała zębami, słysząc kroki blondynki za sobą. Oprócz nich miał lecieć jeszcze jeden pasażer - droi astromechaniczny R4-P17 o przepięknym srebrno-rubinowym kolorze.
Aayla zeszła szybko do hangaru pełnego różnorakich pojazdów. Rozejrzała się w poszukiwaniu odpowiedniego. Wybrała kanonierkę Skipray starego typu.
Stary pojazd nie rzucał się w oczy i o to chodziło młodej Sithance. No bo po co zwracać na siebie niepotrzebną uwagę? Solinar wzięła również ze sobą trochę pożywienia: nieco daeli oraz ponck. Zabrała też sprzęt medyczny i, razem z Holloway, załadowała się do kanonierki.
Wnetrze stateczku zostało lekko zmodyfikowane, głownie w taki sposób, by pomieścić więcej niż czterech pasażerów.
Aayla usiadła za sterami kanonierki, sprawdziła, czy wszystko funkcjonuje prawidłowo i wystartowali.
Corrine od samego początku była nieznośna; bawiła się, naciskając wszystkie przyciski po kolei, więc nic dziwnego, że parę razy o mało nie wleciały w gwiazdę bądź mgławicę, skoro Holloway zmieniła współrzędne lotu...
Solinar nie wytrzymała, warknęła:
- Na Ciemną Stronę Mocy, co jest z tobą nie tak, Corrine?!
Dziewczyna odwróciła się i posłała zielonookiej szyderczy uśmiech.
- Odczep się - burknęła, po czym zaczęła włączać i wyłączać swój miecz świetlny.
Aayla zdusiła przekleństwo cisnące się jej na usta. Tak to jest, jak dasz dziecku zabawkę, pomyślała, próbując nie zwracać uwagi na blondynkę.
Parę godzin później wyszły z nadprzestrzeni tuż nad docelowym globem. Orvax IV był typową planetą niewolniczą położoną na Zewnętrznych Rubieżach.
Po uzyskaniu pozwolenia na lądowanie, Aayla zniżyła lot. Kanonierka po kilku sekundach weszła w atmosferę. Dziewczyna odetchnęła z ulgą. W końcu doleciały na miejsce, choć nie bez przeszkód.
Nagle rozległo się złowieszcze pikanie.
- Cholerne repulsory! - krzyknęła Solinar, próbując wylądować w łagodniejszy sposób. Niestety, kanonierka niemiłosiernie się trzęsła i wkrótce do repulsorów dołączyły stery.
Stateczek uderzył o nawierzchnię lądowiska. W tym samym czasie wysiadła cała elektronika kanonierki.
Aaylę i Corrine zalała ciemność, jednak po chwili Holloway zaczęła się śmiać.
- Co się tak cieszysz?! - krzyknęła Solinar. - Jesteśmy uziemione!
Blondynka machnęła ręką, dając do zrozumienia, że nic ją to wszystko nie obchodzi.
- Przecież nic się nie stało, o co cały ten szum? - zmrużyła oczy i spojrzała na swoją towarzyszkę.
Jakby na potwierdzenie z głębi kabiny rozległ się cichy pisk. R-4 wyjechał z mroku i stanął obok Holoway. Po chwili wydał z siebie ponowny pisk, tym razem bardziej wyraźny.
Aayla zacisnęła dłonie w pięści i grzmotnęła dłonią małego robota.
- Nie ruszajcie się stąd, idę poszukać nowych repulsorów i układu sterowniczego. Jak wrócę, mam nadzieję, że nie pogorszycie naszej sytuacji - Aayla wyszła z uszkodzonej kanonierki, gdy usłyszała:
- Jak sobie życzysz, Księżniczko - powiedziała z ironią Holloway.
Na szczęście nie było tak źle, jak wydawało się na początku. Skipray nadawał się jeszcze na jeden lot, ale nie więcej.
Aayla szła szybkim krokiem, burcząc pod nosem. Corrine jak zwykle musiała wszystko zepsuć. Czegokolwiek się nie dotknęła, psuła to. I jeszcze ta cała misja! Ciekawiło ją, dlaczego Lord Qiva wysłał ją akurat na Orvax. No tak, po to, by zwabić tego cholernego Jedi. Solinar miała nadzieję, że plan przyciągnięcia uwagi Rycerza Światła poskutkował, ponieważ dziewczyna nie chciała wysłuchiwać kolejnych narzekań swego mistrza. Już i tak wystarczająco zalazła mu za skórę. Po co miała jeszcze bardziej komplikować sprawę?
Po niedługim czasie znalazła się na targu. Rozejrzała się w poszukiwaniu odpowiedniego stoiska, a wtedy oczy jej rozbłysły na widok nowiutkich repulsorów do kanonierki typu Skipray. Jednak jej nastrój jeszcze bardziej się poprawił, gdy zobaczyła równie piękny układ sterowniczy.
Sprzedawca widząc potencjalną klientkę, podbiegł do niej i z przesadną uprzejmością zaczął nakłaniać Aaylę do kupna. Solinar skrzywiła się na widok starego, otyłego Neimoidianina ubranego w upaćkany smarem podkoszulek i workowate spodnie.
Dziewczyna wskazała na interesujące ją części, a kiedy sprzedawca podał jej cenę, zbyt wygórowaną jak na ilość tego, co chciała kupić, przyskoczyła do niego i syknęła mu na ucho:
- Sprzedasz mi to po cenie, jaką ja podam, rozumiesz, larwo?
Neimoidianin spojrzał na nią ze strachem, ale nie odezwał się słowem.
- Zrozumiałeś? - Aayla pokazała rąbek rękojeści miecza świetlnego, który miała przypiety do pasa. Sprzedawca zląkł się jeszcze bardziej i zaczął wydzielać nieprzyjemną woń.
- Jedi... - powiedział cicho Neimoidianin.
Aayla uśmiechnęła się szyderczo, po czym wyjęła miecz i włączyła go na krótką chwilę. Jaskrawoczerwona klinga rozświetliła nieco mrok panujący na targu.
- Jestem kimś o wiele gorszym niż Jedi. Jestem Sithem.
Neimoidianin pisnął, po czym sprzedał Solinar interesujące ją części po cenie, którą podała. Aayla odeszła w stronę kanonierki, mając nadzieję, że Corrine nie zrobiła nicego głupiego pod jej nieobecność.
Zobaczyła ją siedzącą na skrzyni po daelach i jedząca ten właśnie słodki owoc. Blondynka nawet nie zaszczyciła Aayli spojrzeniem, tylko dalej jadła dael.
Aayla bez słowa weszła do kanonierki i położyła części na fotelu, w którym siedziała Corrine. Jej zadanie się już skończyło, niech Holloway naprawi statek, o ile wcześniej go nie zepsuje. Potem, nie odzywając się do blondynki, odeszła w poszukiwaniu Jedi.
Spacerowała po uliczkach, równocześnie szukając Rycerza Światła. Nikogo charakterystycznego nie dostrzegła. Wszędzie przewijali się handlarze najróżniejszymi rzeczami, począwszy od części do robotów wszelkiego rodzaju po niewolnice. Jeden z nich chciał nakłonić Aaylę do kupna Twi'lekańskiej niewolnicy. Sprzedawca zapewniał, że potrafi doskonale gotować i sprzątać, jednak Solinar nie była tym zainteresowana i raz po raz próbowała nakłonić handlarza, by ten się od niej odczepił. Gdy to nie poskutkowało, przez myśli Aayli przemknął obraz odcinanej głowy sprzedawcy. Uznała jednak, że nie może zwracać na siebie uwagi na ruchliwej uliczce, dlatego za pomocą potęgi Ciemnej Strony skłoniła handlarza do zainteresowania się innym klientem.
Nagle dostrzegła coś. Mianowicie łopot brązowej szaty. Dziewczyna uśmiechnęła się drwiąco i drobnymi krokami zaczęła śledzić Jedi. Wiedziała, że to mężczyzna, poznała to po budowie ciała i wzroście. Podążała za nim aż do starego budynku, który najpewniej był kiedyś luksusowym apartamentowcem, lecz teraz popadł w ruinę. W wielu miejscach mury oplotła pnąca się roślina o brudnozielonych liściach, miejscami można było zauważyć pleśń. Aayla wzdrygnęła się w duchu. Nienawidziła takich miejsc. Brudnych, zapuszczonych, gdzie szerzy się od bakterii i różnorakich grzybów.
Weszła za nim do budynku, wyciągając cicho miecz. Niestety, Jedi wyczuł ją i błyskawicznie odrzucił kaptur i włączył miecz świetlny o jaskrawym zielonym ostrzu.
Był to bez wątpienia ten Jedi. Scarce Novajump.
Aayla włączyła własny miecz. Ciemny hall budynku rozświetliły dwa miecze świetlne. Jedi i Sith przyglądali się sobie z nienawiścią, a po chwili energetyczne ostrza zderzyły się ze sobą z głośnym trzaskiem. Wymieniali cios za ciosem i żadne nie mogło trafić drugiego. Flinta goniła flintę. Parada goniła paradę. Gdy Aayla zaatakowała, Jedi zablokował cios bądź go odparował. Kiedy atakował Novajump, Aayla powstrzymywała to spektakularną flintą.
Po kilku minutach znalazła się na dachu budynku. Wiatr rozwiewał jej kasztanowe długie, kręcone włosy. Odetchnęła zanieczyszczonym powietrzem i odwróciła się do przeciwnika.
Jedi dyszał ciężko, krople potu spływały po jego przystojnej twarzy, na widok której Aaylę zakłuło w klatce piersiowej. Nie dała się jednak ponieść tej dziwnej reakcji. Musiała zabić tego Jedi. Ruszyła na niego z furią. Ich ostrza po raz kolejny się zderzyły. Zielony z czerwonym. Na tle ciemnego nieba było to doskonale widać. Rycerz Światła skoczył na jeden z kominów wentylacyjnych wystających z dachu i nieoczekiwanie zachwiał się. Solinar to wykorzystała. Wymierzyła cios w nogi przeciwnika, a ten przewrócił się na plecy. Wiedział, że to jest jego koniec. Tym razem nie uda mu się wyjść żywym z tej walki. Zamknął oczy, czekając na nieuniknioną śmierć. Przez powieki widział, jak jaskrawoczerwona klinga zbliża się do jego twarzy. Szybciej, pomyślał, wykończ mnie.
Aayla jednak nie zrobiła tego. Ostrze jej miecza zatrzymało się o cal od czubka nosa Jedi. Próbowała się zmusić do wymierzenia ciosu, ale nic z tego. Nie mogła tego zrobić. Zupełnie tak, jakby powstrzymywała ją jakaś blokada. Nie rozumiała, co się z nią dzieje. Dlaczego, na
Moc, nie mogła go zabić? Nie miała pojęcia.
Wycofała miecz, po czym go wyłączyła. Novajump otworzył powoli oczy i zobaczył, że Sithanka stoi nad nim z dziwnym wyrazem twarzy.
- Dlaczego mnie nie zabiłaś? Miałaś doskonałą okazję - powiedział, podciągając się na łokciach.
- Nie wiem... - odparła chicho, po czym nie oglądając się, podeszła do krawędzi dachu i skoczyła w dół w sam środek zatłoczonej ulicy.
Aayla zeszła szybko do hangaru pełnego różnorakich pojazdów. Rozejrzała się w poszukiwaniu odpowiedniego. Wybrała kanonierkę Skipray starego typu.
Stary pojazd nie rzucał się w oczy i o to chodziło młodej Sithance. No bo po co zwracać na siebie niepotrzebną uwagę? Solinar wzięła również ze sobą trochę pożywienia: nieco daeli oraz ponck. Zabrała też sprzęt medyczny i, razem z Holloway, załadowała się do kanonierki.
Wnetrze stateczku zostało lekko zmodyfikowane, głownie w taki sposób, by pomieścić więcej niż czterech pasażerów.
Aayla usiadła za sterami kanonierki, sprawdziła, czy wszystko funkcjonuje prawidłowo i wystartowali.
Corrine od samego początku była nieznośna; bawiła się, naciskając wszystkie przyciski po kolei, więc nic dziwnego, że parę razy o mało nie wleciały w gwiazdę bądź mgławicę, skoro Holloway zmieniła współrzędne lotu...
Solinar nie wytrzymała, warknęła:
- Na Ciemną Stronę Mocy, co jest z tobą nie tak, Corrine?!
Dziewczyna odwróciła się i posłała zielonookiej szyderczy uśmiech.
- Odczep się - burknęła, po czym zaczęła włączać i wyłączać swój miecz świetlny.
Aayla zdusiła przekleństwo cisnące się jej na usta. Tak to jest, jak dasz dziecku zabawkę, pomyślała, próbując nie zwracać uwagi na blondynkę.
Parę godzin później wyszły z nadprzestrzeni tuż nad docelowym globem. Orvax IV był typową planetą niewolniczą położoną na Zewnętrznych Rubieżach.
Po uzyskaniu pozwolenia na lądowanie, Aayla zniżyła lot. Kanonierka po kilku sekundach weszła w atmosferę. Dziewczyna odetchnęła z ulgą. W końcu doleciały na miejsce, choć nie bez przeszkód.
Nagle rozległo się złowieszcze pikanie.
- Cholerne repulsory! - krzyknęła Solinar, próbując wylądować w łagodniejszy sposób. Niestety, kanonierka niemiłosiernie się trzęsła i wkrótce do repulsorów dołączyły stery.
Stateczek uderzył o nawierzchnię lądowiska. W tym samym czasie wysiadła cała elektronika kanonierki.
Aaylę i Corrine zalała ciemność, jednak po chwili Holloway zaczęła się śmiać.
- Co się tak cieszysz?! - krzyknęła Solinar. - Jesteśmy uziemione!
Blondynka machnęła ręką, dając do zrozumienia, że nic ją to wszystko nie obchodzi.
- Przecież nic się nie stało, o co cały ten szum? - zmrużyła oczy i spojrzała na swoją towarzyszkę.
Jakby na potwierdzenie z głębi kabiny rozległ się cichy pisk. R-4 wyjechał z mroku i stanął obok Holoway. Po chwili wydał z siebie ponowny pisk, tym razem bardziej wyraźny.
Aayla zacisnęła dłonie w pięści i grzmotnęła dłonią małego robota.
- Nie ruszajcie się stąd, idę poszukać nowych repulsorów i układu sterowniczego. Jak wrócę, mam nadzieję, że nie pogorszycie naszej sytuacji - Aayla wyszła z uszkodzonej kanonierki, gdy usłyszała:
- Jak sobie życzysz, Księżniczko - powiedziała z ironią Holloway.
Na szczęście nie było tak źle, jak wydawało się na początku. Skipray nadawał się jeszcze na jeden lot, ale nie więcej.
Aayla szła szybkim krokiem, burcząc pod nosem. Corrine jak zwykle musiała wszystko zepsuć. Czegokolwiek się nie dotknęła, psuła to. I jeszcze ta cała misja! Ciekawiło ją, dlaczego Lord Qiva wysłał ją akurat na Orvax. No tak, po to, by zwabić tego cholernego Jedi. Solinar miała nadzieję, że plan przyciągnięcia uwagi Rycerza Światła poskutkował, ponieważ dziewczyna nie chciała wysłuchiwać kolejnych narzekań swego mistrza. Już i tak wystarczająco zalazła mu za skórę. Po co miała jeszcze bardziej komplikować sprawę?
Po niedługim czasie znalazła się na targu. Rozejrzała się w poszukiwaniu odpowiedniego stoiska, a wtedy oczy jej rozbłysły na widok nowiutkich repulsorów do kanonierki typu Skipray. Jednak jej nastrój jeszcze bardziej się poprawił, gdy zobaczyła równie piękny układ sterowniczy.
Sprzedawca widząc potencjalną klientkę, podbiegł do niej i z przesadną uprzejmością zaczął nakłaniać Aaylę do kupna. Solinar skrzywiła się na widok starego, otyłego Neimoidianina ubranego w upaćkany smarem podkoszulek i workowate spodnie.
Dziewczyna wskazała na interesujące ją części, a kiedy sprzedawca podał jej cenę, zbyt wygórowaną jak na ilość tego, co chciała kupić, przyskoczyła do niego i syknęła mu na ucho:
- Sprzedasz mi to po cenie, jaką ja podam, rozumiesz, larwo?
Neimoidianin spojrzał na nią ze strachem, ale nie odezwał się słowem.
- Zrozumiałeś? - Aayla pokazała rąbek rękojeści miecza świetlnego, który miała przypiety do pasa. Sprzedawca zląkł się jeszcze bardziej i zaczął wydzielać nieprzyjemną woń.
- Jedi... - powiedział cicho Neimoidianin.
Aayla uśmiechnęła się szyderczo, po czym wyjęła miecz i włączyła go na krótką chwilę. Jaskrawoczerwona klinga rozświetliła nieco mrok panujący na targu.
- Jestem kimś o wiele gorszym niż Jedi. Jestem Sithem.
Neimoidianin pisnął, po czym sprzedał Solinar interesujące ją części po cenie, którą podała. Aayla odeszła w stronę kanonierki, mając nadzieję, że Corrine nie zrobiła nicego głupiego pod jej nieobecność.
Zobaczyła ją siedzącą na skrzyni po daelach i jedząca ten właśnie słodki owoc. Blondynka nawet nie zaszczyciła Aayli spojrzeniem, tylko dalej jadła dael.
Aayla bez słowa weszła do kanonierki i położyła części na fotelu, w którym siedziała Corrine. Jej zadanie się już skończyło, niech Holloway naprawi statek, o ile wcześniej go nie zepsuje. Potem, nie odzywając się do blondynki, odeszła w poszukiwaniu Jedi.
Spacerowała po uliczkach, równocześnie szukając Rycerza Światła. Nikogo charakterystycznego nie dostrzegła. Wszędzie przewijali się handlarze najróżniejszymi rzeczami, począwszy od części do robotów wszelkiego rodzaju po niewolnice. Jeden z nich chciał nakłonić Aaylę do kupna Twi'lekańskiej niewolnicy. Sprzedawca zapewniał, że potrafi doskonale gotować i sprzątać, jednak Solinar nie była tym zainteresowana i raz po raz próbowała nakłonić handlarza, by ten się od niej odczepił. Gdy to nie poskutkowało, przez myśli Aayli przemknął obraz odcinanej głowy sprzedawcy. Uznała jednak, że nie może zwracać na siebie uwagi na ruchliwej uliczce, dlatego za pomocą potęgi Ciemnej Strony skłoniła handlarza do zainteresowania się innym klientem.
Nagle dostrzegła coś. Mianowicie łopot brązowej szaty. Dziewczyna uśmiechnęła się drwiąco i drobnymi krokami zaczęła śledzić Jedi. Wiedziała, że to mężczyzna, poznała to po budowie ciała i wzroście. Podążała za nim aż do starego budynku, który najpewniej był kiedyś luksusowym apartamentowcem, lecz teraz popadł w ruinę. W wielu miejscach mury oplotła pnąca się roślina o brudnozielonych liściach, miejscami można było zauważyć pleśń. Aayla wzdrygnęła się w duchu. Nienawidziła takich miejsc. Brudnych, zapuszczonych, gdzie szerzy się od bakterii i różnorakich grzybów.
Weszła za nim do budynku, wyciągając cicho miecz. Niestety, Jedi wyczuł ją i błyskawicznie odrzucił kaptur i włączył miecz świetlny o jaskrawym zielonym ostrzu.
Był to bez wątpienia ten Jedi. Scarce Novajump.
Aayla włączyła własny miecz. Ciemny hall budynku rozświetliły dwa miecze świetlne. Jedi i Sith przyglądali się sobie z nienawiścią, a po chwili energetyczne ostrza zderzyły się ze sobą z głośnym trzaskiem. Wymieniali cios za ciosem i żadne nie mogło trafić drugiego. Flinta goniła flintę. Parada goniła paradę. Gdy Aayla zaatakowała, Jedi zablokował cios bądź go odparował. Kiedy atakował Novajump, Aayla powstrzymywała to spektakularną flintą.
Walczyli długo, może nawet zbyt długo, ale poziom walczących był prawie identyczny. Oboje byli szybcy jak błyskawica, silni jak czołg. Jednak przez to szybciej się męczyli, musieli włożyć w walkę więcej energii. Nic też dziwnego, że coraz częściej pomagali sobie Mocą. Odłamek wielkości człowieka, który posłał Jedi o mało nie zmiażdżył Solinar, ale ta zręcznie odskoczyła i wylądowała na schodach, robiąc przy okazji w powietrzu salto. Mimo tego Rycerz Światła nie ustępował i jeszcze zacieklej napierał na swą przeciwniczkę. Pot lał się strumieniami, lecz żadne z nich nie ustępowało drugiemu.
Młoda Sithanka wbiegła po kamiennych schodach na wyższe piętro. Słyszała za sobą kroki Jedi. Musiała się stąd wydostać, przenieść walkę w inne, bardziej dogodne dla niej miejsce, miejsce, gdzie będzie mogła wykorzystać wszystkie swoje atuty, by zabić przeciwnika. Po kilku minutach znalazła się na dachu budynku. Wiatr rozwiewał jej kasztanowe długie, kręcone włosy. Odetchnęła zanieczyszczonym powietrzem i odwróciła się do przeciwnika.
Jedi dyszał ciężko, krople potu spływały po jego przystojnej twarzy, na widok której Aaylę zakłuło w klatce piersiowej. Nie dała się jednak ponieść tej dziwnej reakcji. Musiała zabić tego Jedi. Ruszyła na niego z furią. Ich ostrza po raz kolejny się zderzyły. Zielony z czerwonym. Na tle ciemnego nieba było to doskonale widać. Rycerz Światła skoczył na jeden z kominów wentylacyjnych wystających z dachu i nieoczekiwanie zachwiał się. Solinar to wykorzystała. Wymierzyła cios w nogi przeciwnika, a ten przewrócił się na plecy. Wiedział, że to jest jego koniec. Tym razem nie uda mu się wyjść żywym z tej walki. Zamknął oczy, czekając na nieuniknioną śmierć. Przez powieki widział, jak jaskrawoczerwona klinga zbliża się do jego twarzy. Szybciej, pomyślał, wykończ mnie.
Aayla jednak nie zrobiła tego. Ostrze jej miecza zatrzymało się o cal od czubka nosa Jedi. Próbowała się zmusić do wymierzenia ciosu, ale nic z tego. Nie mogła tego zrobić. Zupełnie tak, jakby powstrzymywała ją jakaś blokada. Nie rozumiała, co się z nią dzieje. Dlaczego, na
Moc, nie mogła go zabić? Nie miała pojęcia.
Wycofała miecz, po czym go wyłączyła. Novajump otworzył powoli oczy i zobaczył, że Sithanka stoi nad nim z dziwnym wyrazem twarzy.
- Dlaczego mnie nie zabiłaś? Miałaś doskonałą okazję - powiedział, podciągając się na łokciach.
- Nie wiem... - odparła chicho, po czym nie oglądając się, podeszła do krawędzi dachu i skoczyła w dół w sam środek zatłoczonej ulicy.
***
No to rozdział pierwszy jest już napisany, przepraszam, że to tyle trwało, ale musiałem napisać go od początku, ponieważ poprzednia wersja wyszła, lekko mówiąc, do niczego, a nie chciałem publikować kiepskiego rozdziału. Nie mam pojęcia, kiedy będzie następny. A teraz czas na dedykacje. Pierwsza jest dla Rani a to, że nakłoniła mnie do stworzenia bloga (wielkie dzięki), a dwie pozostałe dla Lucy i Annie, które postanowiły odwiedzić i przeczytać tę pierwszą notkę, jaką jest prolog.
Niech Moc będzie z Wami, dziewczyny!
Pierwsza! Podoba mi się, naprawdę mi się podoba. Fajnie piszesz i czyta się lekko... mimo, że rozdział nie był krótki bezproblemowo przez niego przebrnęłam. Co tu dużo mówić... czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńNiech Moc będzie z Tobą! :D
Ps. Pożyczyłbyś weny, bo mi ostatnio nic nie wychodzi...
Cieszę się, że podoba Ci się rozdział. Nie był krótki. Nie wiem, kiedy będzie następny. Może się wyrobię do końca lipca, ale nie mam pewności. I sam nie mam weny, to jak mogę Ci jej pożyczyć?
UsuńNiech Moc będzie z Tobą!!!
Oke, lecę z komentarzem. Nie licz na wiele, bo brakuje mi jakiegoś... natchnienia? ;-; Zaczynając od najbardziej banalnego stwierdzenia: rozdział mi się podoba. Jak już wcześniej wspominałam czyta się lekko i przyjemnie. Postacie są wiarygodne i co mam dużo mówić, Scarace już zaskarbił sobie moją miłość, od teraz po wieki będę wyobrażała go sobie podobnego do Sebastiana z gratisem w postaci blizny i bez zapędów do palenia świata. Jego charakter i ogólnie cała jego postać ma w sobie coś, co sprawia, że mogę od razu stwierdzić, że go uwielbiam. Zastanawia mnie czemu Aayla przyznała, że jest Sithem. Ja na jej miejscu wymyśliłabym bajeczkę o byciu łowcą nagród, który jest na tyle cwany, żeby pokonać Jedi i odebrać mu miecz, jeżeli potrafi się pokonać Rycerza bez pomocy Mocy raczej nie jest się byle kim. Pojedynek był świetnie opisany, sama uważam, że nie umiem opisywać walk, więc zostaje mi tylko pogratulować. No i czemu go nie zabiła? Heh, odpowiedź niby bardzo prosta, ale z natury wolę nie zakładać z góry oczywistej opcji, bo lepiej myśleć, że nic się nie wie, niż później doznać szoku w stylu "Ale jak to, to nie to?!".
OdpowiedzUsuńTo chyba wszystko. Życzę weny.
May the force be with you!