Aayla szła w kierunku lądowiska, rozmyślając o tym, co się
niedawno stało. Czemu nie potrafiła zabić tego cholernego Jedi? Wystarczyło
bardziej wyciągnąć rękę i już byłoby po nim. Dziewczyna zrobiła jednak coś
dokładnie przeciwnego. Denerwowało ją to, ponieważ nie tak potępowali
Sithowie. Użytkownicy Ciemnej Strony nie patrzyli na to, czy ktoś był Jedi czy
nie. Jeżeli dostali rozkaz zabójstwa, robili to, a nie uciekali, jak to w
przypadku Solinar.
Była z tego
powodu wściekła. Znów zawiodła. Tym razem nie dostanie kolejnej szansy. To było
wręcz nieprawdopodobne, by to się mogło stać.
Nie miała
dobrych przeczuć, ale oprócz tego nie wiedziała, jak ma to wyjaśnić. W głowie
widziała już obraz swojego mistrza. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę, że
zła wiadomość go rozwścieczy. I najpewniej wydali ją z Zakonu.
Przystanęła i odetchnęła głęboko. Dookoła niej słychać
było ryk silników i pokrzykiwania handlarzy.
Spojrzała w
chmury. Co chwila przed jej oczami migał jakiś stateczek, najpewniej przewożący
kolejnych niewolników.
Po chwili
ruszyła dalej. Miała złe przeczucia, co do Corrine i jej głupich pomysłów.
Najpewniej blondynka czytała jakiś bzdurny magazyn o modzie zamiast naprawiać
statek. Lub, co gorsza, jeszcze bardziej go zniszczyła. Gdyby tak się stało,
Aayla nie hamowałaby się, i po prostu ją zabiła. Nie znosiła nierobów i ludzi,
którzy ciągle wykręcali się od pracy albo zrzucali ją na innych. Nic nie
robiąc, nie osiągnie się sukcesu.
Co chwila ktoś ją zaczepiał. Powoli
ogarniała ją furia, aż w końcu zawładnęła nią całkowicie. Dziewczyna czekała
tylko na odpowiedni moment, by uwolnić gniew. Tłumiła go do momentu, w którym
ktoś nie pociągnął jej za saszetkę ze skóry banthy wiszącą u pasa. Wtedy nie
wytrzymała. Odwróciła się, by posłać wiązkę Mocy w kierunku przeciwnika. W
chwili, gdy to zrobiła, zamarła.
Przed nią stała
dwójka małych dzieci, najwyżej siedmioletnich, ubranych w podarte ubrania.
Dzieci były brudne i wychudzone. Kości, które powinny być prawie niewidoczne,
wystawały ostro z ich ciał. Były bardzo do siebie podobne. Rodzeństwo bez dwóch
zdań.
Wyciągnęły
przed siebie brudne i chude rączki w prośbie o pomoc. Aayla poczuła, że cały
gniew, cała furia, która ją opętała, znika. Zastąpiło je coś w rodzaju
współczucia. W tym samym momencie w umyśle ujrzała brudną ulicę i ją samą
siedzącą na brudnym chodniku z głową opartą o budynek za nią. W małych dłoniach
trzymała pudełko z zaledwie paroma kredytami. Nagle wizja znikła tak szybko,
jak tylko się pojawiła. Aayla znów znalazła się na zatłoczonej ulicy. Solinar
nie myśląc za wiele, sięgnęła do saszetki z pieniędzmi i wrzuciła sporą garść
wprost w dłonie dzieci, które pisnęły radośnie. Dziewczyna uśmiechnęła się do
nich i poczochrała po głowach. Patrzyła przez chwilę, jak dzieci oddalały się
od niej, by w końcu zniknąć w tłumie. Sithanka odwróciła się i udała się w
kierunku statku. Przez całą drogę przypominała sobie swoje dzieciństwo nim
trafiła do Zakonu.
Po jakiejś
godzinie była na miejscu. Z pozoru wszystko było w porządku. Kanonierka
znajdowała się tam, gdzie Aayla nią wylądowała. Po Corrine nie było śladu.
Dziewczyna
otworzyła właz ręcznie i weszła do środka. Zasilanie zostało przywrócone
najpewniej przez R-17, ponieważ Holloway siedziała w fotelu zielonookiej
Sithanki i czytała na datapadzie jakiś bzdurny magazyn o modzie. W Aayli się
zagotowało, gdy ujrzała repulsory i układ sterowniczy na fotelu obok, czyli
tam, gdzie je zostawiła.
- Co ty, na Moc, robisz, Corrine? – zapytała głośno, podchodząc
do blondynki, która dalej czytała.
Dziewczyna odwróciła
głowę w jej kierunku i posłała Solinar drwiący uśmiech.
- Jak to co? – zapytała głupio, przesuwając palec po
wyświetlaczu. – Śliczne buty, muszę je mieć… - dodała cicho.
Aayla nie
wytrzymała, wrzasnęła:
- Ty głupia, zadufana w sobie idiotko! – zacisnęła dłonie w
pięści i podeszła do Holloway, która dalej przeglądała HoloNet. – Prosiłam, byś
naprawiła statek, prawda?
Corrine
wzruszyła ramionami.
- Możliwe, ale wiesz… nie chcę zniszczyć sobie paznokci… -
uniosła dłoń i przyjrzała się jej z dumą.
Dla Aayli to
już było zbyt wiele. Podeszła bliżej do dziewczyny i chwyciła ją za kołnierz od
bluzki i unosząc ją lekko w górę.
- Z tobą naprawdę jest coś nie tak. Należysz do Zakonu Sithów,
nie jesteś żadną panienką, by się tak stroić – warknęła i po chwili ją
odepchnęła, a Corrine uderzyła głową o oparcie krzesła.
Aayla zgarnęła
repulsory i układ sterowniczy, i w towarzystwie R-17 wyszła z kanonierki na
brudną płytę lotniska. Odkręciła z pomocą robota astromechanicznego płytę, pod
którą kryły się przewody odpowiadające za poszczególne funkcje kanonierki,
umożliwiające sterowanie. Wsunęła rękę po łokieć w poszukiwaniu odpowiedniej
dźwigni, która umożliwiała naprawę repulsorów. Po chwili usłyszała nieprzyjemny
zgrzyt, a klapa, pod którą był ukryty układ sterowniczy i repulsory, opadła na
płytę lotniska. Dziewczyna zamknęła płytkę, po czym przeszła w kierunku przodu
pojazdu i wślizgnęła się pod niego, przesuwając wcześniej blachę, która od
wewnątrz była pokryta grubą warstwą rdzy. Aayla otrzepała dłonie i zaświeciła
latarką we wnętrze stateczku. Zauważyła przepalone repulsory. Niestety były
ukryte pod systemem nawigacji, oświetlenia oraz silnikiem. Zaklęła głośno,
próbując wyjąć je bez naruszania go, jednak Skipray był stary i trzeba było
rozmontować połowę statku, aby je wyjąć.
Męczyła się
niemiłosiernie, ale oprócz bycia pokrytą smarem oraz zadrapaniami spowodowanymi
ostrymi częściami statku, nie udało się jej ich wyciągnąć. W końcu, zrezygnowana, wysunęła się spod stateczku i
kopnęła go mocno. Poczuła ból w dużym palcu u nogi. Schyliła się, by pomasować
stopę, mówiąc:
- Cholerny złom…
W momencie, gdy
to zrobiła, usłyszała cichy śmiech.
Odwróciła się i
zobaczyła młodego mężczyznę w czarnej skórzanej poprzecieranej kurtce, szarym
podkoszulku i grafitowych wąskich spodniach. Na stopach miał ciężkie buty
sięgające za kostkę, których sznurowadła pałętały mu się pod nogami. Miał
ciemne, lśniące włosy i ciemnobrązowe oczy. Na ustach błąkał mu się zawadiacki
uśmiech.
- Spokojnie, złość piękności szkodzi – powiedział, posyłając Aayli
rozbawione spojrzenie. – Mogę? – wyciągnął dłoń w kierunku śrubokrętu, który
trzymała.
Dziewczyna nie
wiedziała, co powiedzieć. Zamurowało ją. Mężczyzna był bez wątpienia przystojny
i w dodatku w jej typie.
- Co ty tu robisz? – zapytała, przyglądając mu się uważnie. – I
kim ty, do cholery, jesteś?
Zaśmiał się, po
czym wytrącił z jej ręki śrubokręt i podszedł do kanonierki. Wsunął się pod
nią, a po chwili coś zazgrzytało i silnik spadł na płytę lotniska.
- Statki to delikatne maszyny. Nie możesz ich traktować jak… jak
coś złego. – nie patrząc na nią, chwycił repulsory i zamontował je. Rozległ się
cichy trzask, świadczący o tym, że urządzenie trafiło w zatrzaski.
Aayla patrzyła
na niego, nic nie rozumiejąc. Skąd ten facet się wziął? W tej samej chwili usłyszała
znajomy głos:
- Aayla, co tak długo, kończ już… - nagle Corrine urwała.
Stanęła obok Aayli i patrzyła w zdziwieniu na nieznajomego.
- Osz w mordę… - powiedziała, po czym zakryła sobie usta dłonią.
Mężczyzna
odwrócił się do blondynki i uśmiechnął się do niej. Dłonie miał czarne od
smaru, ale nie przejmował się tym. Odgarnął z twarzy zabłąkany kosmyk i odsunął
go. Po chwili na jego czole pojawiła się ciemna smuga.
- Cedran Lorloinne, do usług. – podszedł wolnym, sprężystym
krokiem, cały czas się uśmiechając.
Stanął przed
nimi i spojrzał na nie z rozbawieniem. Jest
jeszcze wyższy, niż mi się wydawało, pomyślała Aayla, przypatrując się mu.
Był sporo wyższy nawet od Corrine, chociaż ta nie należała do niskich osób.
Solinar zlustrowała go wzrokiem. Miał co najmniej sto osiemdziesiąt pięć
centymetrów wzrostu. Nie był chudy, ale też nie napakowany. Mięśnie miał
wytrenowane w naturalny sposób – poprzez żmudny trening. W dłoni cały czas
trzymał śrubokręt, który podrzucał.
- No to, dziewczyny, zabieram się do roboty – po raz kolejny się
do nich uśmiechnął, a po chwili odszedł, aby wymienić układ sterowniczy.
W tym samym
momencie Aayla poczuła, że coś chwyta jej ramię. Odwróciła głowę i ujrzała
Holloway patrzącą maślanym wzrokiem na Lorloinne. Corrine pociągnęła ją i
odeszły na tyle daleko, by Cedran ich nie usłyszał.
- Skąd on się wziął, do cholery? – zapytała blondynka swoją
towarzyszkę.
- Nie wiem – odparła szczerze, rozglądając się niespokojnie. W
końcu spostrzegła to, co ją interesowało. Na drugim końcu lotniska stał smukły
srebrno-granatowy stateczek, który niewątpliwie należał do młodego mężczyzny.
- Coruscant. – szepnęła Solinar. – On przyleciał z Coruscant. –
pokazała Corrine stateczek.
- Myślisz, że jest szpiegiem? – spytała podejrzliwie Corrine,
zerkając na bruneta.
- Wątpię, ale nigdy nic nie wiadomo. – po tym, gdy to
powiedziała, wysłała w stronę młodego mężczyzny słabą wiązkę Mocy, aby go
„przeskanować”. Nie wyczuła w nim silnego potencjału na Moc. Prawie nic nie
wyczuła. Dziwne, pomyślała.
- Co jest dziwne? – dopiero kiedy Corrine się do niej odezwała,
Aayla zrozumiała, że wypowiedziała swoje myśli na głos.
- Prawie w ogóle nie czuję jego powiązania z Mocą – powiedziała.
- Jak to?
- Nie wiem – w tym samym momencie spostrzegła, że młody
mężczyzna je zauważył i w tym momencie biegł truchtem w ich stronę, uśmiechając
się. Aayla już z daleka widziała, że był cały wysmarowany smarem. Szara
koszulka początkowo czysta teraz miała czarne smugi. W ciemnych spodniach,
dokładnie na udzie widniała sporej wielkości dziura. Pod nią widoczna była
gładka, opalona skóra. W chwili gdy Cedran do nich dotarł, raptownie urwały
rozmowę.
- Zrobione – podrapał się w tył głowy, niszcząc i tak już rozwaloną fryzurę. – W razie gdybyście potrzebowały pomocy, macie tu
moje namiary – wyjął delikatnie datapad z dłoni Corrine i wpisał je, po czym z
powrotem oddał go dziewczynie. Uśmiechnął się do nich, unosząc dłoń w geście
pożegnania, po czym wsadził obie ręce do kieszeni, odwrócił się i odszedł w
stronę swojego statku. Obie – Holloway i Solinar stały w kompletnym osłupieniu,
patrząc na odchodzącego mężczyznę. Gdy zniknął z pola widzenia, weszły z
powrotem do kanonierki, a Aayla usiadła w fotelu i włączyła napęd. Silnik ożył
z głośnym warkotem. Dziewczyna była zaskoczona, ponieważ ten silnik nigdy tak dobrze nie działał jak teraz.
Aayla uśmiechnęła się i wystartowały.
***
Do tej pory nie
mógł zrozumieć, dlaczego go nie zabiła. Przecież wystarczyłby delikatny, prawie
niewidoczny ruch nadgarstka, a jego głowa potoczyłaby się po bruku. Nie
rozumiał, co kierowało Sithanką.
Scarce leżał na
swoim łóżku z rękami złożonymi pod głową. Wpatrywał się w biały sufit, jednak
go nie widział. Przed oczami wciąż widział jej twarz. Młody Jedi poruszył się
niespokojnie na ten widok. Nawet teraz, po dwóch dniach od jej spotkania wciąż
nie mógł przyznać przed sobą, że dziewczyna jest bardzo ładna. Wręcz piękna.
Nigdy nie widział tak zielonych oczu i ognistych włosów. Nie, Scarce, nie możesz o tym myśleć. Jesteś Jedi.
Zamknął oczy,
usiłując uspokoić serce. Na darmo. W końcu nie wytrzymał, odwrócił się twarzą
do poduszki, po czym przycisnął do niej twarz i krzyknął. Na szczęście poduszka
stłumiła okrzyk. Scarce poleżał tak jeszcze przez parę minut, dopóki nie wyczuł
w Mocy obecności swojej byłej mistrzyni. Wtedy błyskawicznie zerwał się z
łóżka, ułożył poduszkę tak, jak powinna leżeć, a on spróbował doprowadzić do
porządku swoje włosy. Jęknął, gdy to mu się nie udało.
Słysząc kroki
mistrzyni Tano, uspokajał oddech i kołaczące serce. W momencie, kiedy uznał, że
jest już na tyle spokojny, aby przyjąć gościa. Przełknął ślinę, chcąc zwilżyć
gardło. Usłyszał pukanie do drzwi.
- Proszę – odezwał się zduszonym głosem.
Do
pomieszczenia weszła Ahsoka Tano. Na jej twarzy malował się niepokój. Przyjrzała
się swojemu dawnemu padawanowi.
- Dobry wieczór, mistrzu Novajump. Przepraszam, że przychodzę do
ciebie o tak późnej porze, ale… niepokoję się – powiedziała, wchodząc do pokoju
i z pomocą Mocy zamykając dyskretnie drzwi.
- Nic nie szkodzi, mistrzyni – odparł, czując, że serce na nowo
zaczyna mu szybciej bić.
Togrutanka
usiadła na kanapie w odległym końcu pokoju, splatając dłonie na kolanach. Scarce
usiadł naprzeciwko niej na wysłużonym fotelu. Ponownie przełknął ślinę, widząc
badawczy wzrok swojej dawnej mistrzyni. Wiedział, że jest z nim coś nie w
porządku, więc próbował to jakoś ukryć, wiedział jednak, że przed jego byłą
mistrzynią prawie nic się nie ukryje.
- Od powrotu jesteś jakiś zdenerwowany, Scarce – rzekła Togrutanka.
– Na pewno wszystko w porządku? – dodała z troską.
Jedi zmarszczył
czoło. Musiał ją okłamać. Znowu. Ale przecież Rycerze Światła nie kłamią, więc
dlaczego jemu przychodziło to tak łatwo? Zupełnie tak, jakby miał kłamstwo we
krwi. Nie to było jednak najdziwniejsze. Najniezwyklejsze było to, że nikt nie
mógł go przyłapać na kłamstwie, jeśli on sam tego nie chciał.
Spojrzał na
swoją byłą mistrzynię. Musiał jej to zrobić. A poza tym jego obowiązkiem było
uporanie się z problemem. Nie mógł nikogo więcej nim obarczać, również dlatego,
że nikogo nie obchodziły jego problemy.
- Tak, wszystko w porządku. Po prostu źle sypiam i niezbyt
dobrze się czuję – odparł, uśmiechając się słabo. Gdy to zrobił, poczuł ostre
ukłucie bólu w miejscu, gdzie była blizna. Młody mężczyzna wiedział, że
wspomnienie tego, jak pojawiła się na jego policzku, zostanie na zawsze. Cofnął
się do tamtego dnia. Był bardzo nieostrożny i przez to wpakował się w pułapkę. Mistrzyni
Tano oczywiście musiała go ratować, a i tak ledwo jej się to udało. Togrutanka
o własnej sile przeniosła go do zbiornika z bactą, całego we krwi i ledwo
żyjącego, mamroczącego niewyraźne słowa. Scarce wzdrygnął się w duchu na samo
wspomnienie. Pod tym względem nienawidził samego siebie i swoją głupotę, która
o mały włos nie doprowadziłaby wtedy do jego śmierci. Ilekroć patrzył w lustro,
czuł do siebie obrzydzenie z powodu długiej, ciemnej blizny na jego policzku.
- Powinieneś iść do punktu medycznego, Scarce. Inaczej będzie
jeszcze gorzej, młody.
- Na to nie pomoże bacta – w momencie, gdy to powiedział,
poczuł, że wyznał zbyt dużo. Schylił głowę, ale kątem oka dostrzegł, jak
źrenice kobiety rozszerzają się nieznacznie.
- Scarce… Młody… Powiedz, o cię gryzie. Wiesz dobrze, że mnie
możesz powiedzieć o wszystkim… - poczuł, jak dłoń Togrutanki zaciska się na
jego muskularnym ramieniu.
- Mistrzyni… Nic mnie nie gryzie. Jak już mówiłem, źle sypiam. To
wszystko – w tej samej chwili dłoń, która nagle szybko się pojawiła, tak samo
szybko zniknęła.
- Rozumiem – Ahsoka Tano skierowała się do drzwi. – Nie zwlekaj
jednak za długo z tym, co ci leży na sercu, Scarce. Potem może być już zbyt
późno. Pamiętaj też, że nie jesteś jedynym, który żałuje swojej decyzji. Zastanów
się, czy dobrze zrobiłeś, dołączając do Zakonu Jedi – po tych słowach jeszcze
raz na niego zerknęła, a potem wyszła bezszelestnie i zamknęła drzwi.
Scarce
osunął się na fotelu, przez co jego długie nogi wygięły się pod dziwnym kątem. Oddychał
szybko i płytko, ponieważ miał ściśnięte przez przeponę płuca. Ukrył twarz w
dłoniach, a po chwili po jego policzkach zaczęły płynąć łzy bezsilności.
***
Od samego
początku wiedziała, że Lord Qiva jej nie daruje. Tym bardziej, że odczuwał jej
niepokój i złość za to, że nie zabiła tego Jedi zgodnie z rozkazem. Tym
bardziej była na siebie zła, ponieważ w przyszłości ten mężczyzna mógł
zniszczyć Zakon Sithów, który dopiero sto lat standardowych temu wrócił znów na
arenę. Jednak teraz Sithowie nie popełniali już tych rażących w skutkach błędów,
co kiedyś. Pozostali ukryci na tajemniczej planecie o nazwie Iluminar, która
leżała na samych krańcach Galaktyki. Odkąd została odkryta przez dawnego
mistrza Lorda Qivy ani razu nie zostali zmuszeni do zmiany kryjówki. Może też
dlatego, że Iluminar do złudzenia przypominała Dromund Kaas. Warunki
atmosferyczne były niemal identyczne, co tam, jednak glob nie był skąpany w
ciemności. Jedynie niewielka część planety nie miała dostępu do światła, a to
dlatego, że kiedyś, wiele miliardów lat temu, we wciąż stygnącą planetę
uderzyła druga, która zmieniła kąt nachylenia orbity Iluminar.
Aayla wyszła z
kanonierki w towarzystwie Corrine wprost na zarośniętą płytę lotniska. Wiał
silny wiatr i młoda Sithanka była zmuszona do odgarniania z twarzy swoich
kasztanowych, długich, kręconych włosów. Szła szybkimi, wielkimi krokami w
stronę budynku celników. Odetchnęła z ulgą, kiedy obie dziewczyny znalazły się
w środku, z dala od gwizdów wiatru i latających wszędzie śmieci.
Wyjęła
identyfikator, po czym podała go celniczce, która po kilku sekundach zwróciła
go Solinar.
- Lord Qiva czeka na panią – poinformowała.
Aayla zdusiła
przekleństwo cisnące się jej na usta. Musiała sprostać temu, co było
nieuniknione. Mamrocząc pod nosem i nie zwracając uwagi na Holloway, przeszła
długim, jasno oświetlonym korytarzem prowadzącym do bezpośrednich komnat Lorda
Qivy. Nie szła długo, a poza tym znała doskonale rozkład budynku i po zaledwie
dziesięciu minutach znalazła się na miejscu.
Stanęła przed
drzwiami pokoju swojego mistrza. Przełknęła ślinę, po czym chwyciła za klamkę,
chcąc otworzyć drzwi. Ubiegł ją właśnie Lord Qiva, który otworzył na oścież
drzwi i patrzył się niezadowolony, a nawet wściekły na swoją uczennicę.
- Wejdź – rozkazał.
Aayla wślizgnęła
się po cichu do komnaty, która była surowo urządzona. Żadnego przepychu, ot,
zwykły pokój, który mógł należeć do każdej osoby przebywającej na tej planecie.
Jednak w pomieszczeniu czuć było obecność Ciemnej Strony. Dziewczyna stała, nie
śmiejąc się poruszyć.
- Zlikwidowałaś tego Jedi, jak ci kazałem?
Aaylę przeszedł
po plecach zimny dreszcz. Jak miała mu powiedzieć prawdę? Przecież on ją
zabije!
- Mistrzu, ja… ja nie dałam rady… - powiedziała cicho, czekając aż
trafi w nią błyskawica Mocy. Jednak tak się nie stało. Aayla uniosła głowę i
spojrzała swojemu mistrzowi prosto w oczy. W żółtych tęczówkach czerwonoskórego
Twi’leka nie można było wyczytać nic poza zwykłą furią. Furią skierowaną na
nią. – Jednak chciałabym jeszcze raz spróbować. Nie przygotowałam odpowiedniej
strategii, mistrzu.
Sith patrzył na
nią bez słowa, a potem rzekł sucho:
- Masz jeszcze jedną, ostatnią
szansę. Jeśli i tym razem ci się nie powiedzie, zostaniesz wydalona z Zakonu –
rzekł, po czym wyszedł z pokoju, pozostawiając Aaylę samą na środku
pomieszczenia.
***
Na Moc, jest w końcu. Zajęło mi miesiąc napisanie go, ale w końcu jest. Od razu, na samym wstępie uprzedzam, że trzeci rozdział nieprędko się pojawi. Muszę najpierw załatwić sprawy prywatne, a dopiero potem zająć się blogiem. Dedykacja jak zwykle dla Rani, Annie i Lucy.
Niech Moc będzie z Wami!!!
Witam szanownego Pana i żegnam hejterów, którzy pewnie tu zawitali. Dlaczego hejterzy? Yhh... nie piszę idealnie, tak? Tak. I są takie anonimowe imbecyle... wiesz :D Nowy post u mnie, to promowanie blogów, gdzie jest od wczoraj Twój(Życie ma wiele ścieżek...). Chyba tu im się bardziej spodoba, nie? Tak jak mi ^^
OdpowiedzUsuńZacznijmy od tego, że na blogach jestem już od roku i to jest chyba najbardziej oryginalny pomysł, jaki do teraz spotkałam :) (bez urazy dla innych :) ) Samo stworzenie nowych postaci jest super. Aayla... była Aayla Secura, ale mi to nie przeszkadza, bo powiem iż, imię odzwierciedla Rycerza Jedi, a tu nadałeś to imię Sithowi. Wspaniała oryginalność i wielki plus za to.
Co do Scarce'a... nie umiem wymawiać i odmieniać jego imienia xD Jest oryginalne i kolejny plus! Jedi wydaje mi się podobny do Anakina i jest to logiczne. Otóż Anakin miał się nauczyć odpowiedzialności przez Ahsokę, bo była pod wieloma względami tak jak on, czyli uczył się "na samym sobie". Przydzielenie i zachowanie Twojego bohatera jest logiczne w tej sprawie :D
Stworzenie kogoś takiego jak Holloway... według mnie, to taka typowa, filmowa licealistka wstawiona do SW xD Może to zabrzmiało jak hejt, ale to jest komplement, bo kolejny ordżinal na Twoim blogu ;D
Strasznie Cię podziwiam za pisanie tego bloga. Składasz wspaniałe zdania, piszesz wspaniale i długie opowiadania. Jeszcze tak oryginalne, pod względem SW. Daję Ci od.. 14-17 lat XD Widać, że umiesz, że masz talent i że przede wszystkim się chce. Będę czytać dalsze losy bohaterów i pisać komentarze, gdzie będę wyrażać swoją opinię.
Osobiście jestem za tym, by ktoś przestrzelił Holloway cycki, które może ma, może nie XD Może stanę się w Twoich oczach świruską, ale dawno nie miałam takich chwil, więc nie zdziw się jeżeli zobaczysz coś podobnego w moich komentarzach. Dla większości bloggerów, to normalne, ale raczej nikt się JESZCZE nie skarżył xD W każdym razie bądź pewny czegoś takiego :D
Emm... nie zostaje mi nic innego jak życzyć Ci weny i zaprosić do mnie, na czym mi zbyt bardzo nie zależy. Spodoba się, to się spodoba. Nie to nie. Każdy ma inne zdanie. Ja osobiście jestem dumna, że piszę to dalej i tak zaszłam daleko, czego się nie spodziewałam. Mimo hejtów, ale umiem zauważyć wytyczony błąd, który mi daje wskazówkę by się poprawić. Jeżeli chodzi o hejterów, którzy może tu zawitają, to miej ich głęboko, bo są ludzie, którym zależy na tym, byś dalej pisał :) Taka rada ode mnie :D
Niech Moc będzie z Tobą! Weny ;) I pomysłów
Padawanka Anakina Skywalkera - Kiwi ^^
Na samym wstępie napiszę, że się potwornie rozpisałaś. Zawsze piszesz takie długie komentarze?
UsuńCo do hejterów, to mam ich głęboko w czterech literach. Tacy ludzie po prostu zazdroszczą tym, którzy posiadają wyobraźnię i nie wahają się jej użyć. Ot co.
Dziękuję, za to, że uważasz moje opowiadanie za oryginalne.
Jeśli chodzi o bohaterów, to rzeczywiście są oryginalni. Jednak imię i nazwisko głównej bohaterki zostało zainspirowane właśnie Aalą Securą.
Imię Scarce wymawia się w następujący sposób - "skers". I faktycznie jest podobny do Anakina.
Corrine - trafiłaś w samo sedno. Nie lubię jej, ale każdy ma kogoś takiego, kto mu zazdrości.Tak naprawdę mam zaledwie 14 lat. Nie więcej niej.
Nie, nie będę miał Cię za świruskę, dlaczego? Tylko dlatego, że piszesz, że Ci się się podoba? Musiałbym być głupi.
Z pewnością zajrzę i zacznę obserwować. Może dzięki temu wróci mi wena? Bo w tej chwili nie mam kompletnie pomysłu, jak zacząć.
Niech Moc będzie z Tobą!
Wybacz za kolosalne spóźnienie, ale jako twoja mistrzyni muszę Cię nauczyć cierpliwości ;*.
OdpowiedzUsuńA że idzie Ci coraz lepiej trzeba testować na bieżąco młodego padawana. ^-^
No co mam tu napisać? No, genialny jesteś, no!
Pierwszy fragment tak okropnie mnie wzruszył, że płaczę. Płaczę, no! Jest w niej dobro! There is still good in her!
No weź no... on jest jak Anakin, będę płakać. Czekam aż wyjaśnisz mi przyczynę jego śmierci. *tup* Chyba że mi napiszesz na GG... wiesz... w zamian za unieważniony trening... brak zmywania garów w stołówce świątynnej... :D Mam tylko nadzieję, że nie zginął kretyńską śmiercią. :c
Mam dreszcze i tak bardzo chcę wiedzieć...
. Pamiętaj też, że nie jesteś jedynym, który żałuje swojej decyzji. Czy to się tyczy jej błędów? No halo! Masz mi powiedzieć! :c JA TERAZ
Czekam na następny ;*.
Niech Moc będzie z Tobą, padawanie. <3
Nie przepraszaj, każdemu może się zdarzyć.
UsuńDziękuję, że tak myślisz.
I wcale nie jestem genialny.
No dobrze, zaczęłaś płakać. Okej, spoko.
Jest podobny, ale nie jest jak Anakin. Wyjaśniłem Ci na GG. Ale nie spojleruj, proszę.
Wiesz jako jedyna oprócz mnie.
Co do słów Ahsoki, to Ci nie wyjaśnię, już i tak za dużo wyznałem.
No to jeszcze poczekasz :D
Niech Moc będzie z Tobą, mistrzyni!
Wika przepraszała? To ja... No nie wiem co, cokolwiek. Przepraszam, serio, mocno. Moim tłumaczeniem może być jedynie dziwka zwana życiem, chociaż okazuje się, że nie mam czasu żyć. Trzecie zdanie i już zero sensu.
OdpowiedzUsuńOkay, ostatnio nie mam głowy do komentarzy, jeśli walę kombo zdań wyrażających miłość dla tworu powyżej, nie będzie to żadnym zaskoczeniem.
Aayla bardzo. Czekałam, aż spuści wpierdol tej drugiej, chociaż rzucanie ludźmi też jest świetne. Ech, nowe pokolenie Sithów, jedna nie mogła zabić Jedi, druga przegląda kolorowe pisemka, zaraz zaczną słuchać dubstepu i oglądać jakieś "Coruscant Shore" D:
Scarce... A raczej Ahsoka. Czy ona mówiła o swoich błędach? *Rozwija listę wszelkich przewinień panienki Tano.* Sprzedam kopie B) Chyba, że ona kogoś... Hehe, do niedawna sama kombinowałam z kimś dla niej, ale chwilowo złapałam małą awersję do postaci kanonicznych, chyba powinnam powtórzyć SW, żeby się ogarnąć, tylko kiedy? Nieważne.
Ten komentarz wydaje mi się potwornie krótki.
Zakochane dzieci, krzyczenie w poduszkę i te sprawy, uroczo, uroczo.
Okay, serio nic więcej nie napiszę. Pięknie, genialnie, kocham to, serio przepraszam za spóźnienie.
Lucy out.