niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 2.

 Aayla szła w kierunku lądowiska, rozmyślając o tym, co się niedawno stało. Czemu nie potrafiła zabić tego cholernego Jedi? Wystarczyło bardziej wyciągnąć rękę i już byłoby po nim. Dziewczyna zrobiła jednak coś dokładnie przeciwnego. Denerwowało ją to, ponieważ nie tak potępowali Sithowie. Użytkownicy Ciemnej Strony nie patrzyli na to, czy ktoś był Jedi czy nie. Jeżeli dostali rozkaz zabójstwa, robili to, a nie uciekali, jak to w przypadku Solinar.
  Była z tego powodu wściekła. Znów zawiodła. Tym razem nie dostanie kolejnej szansy. To było wręcz nieprawdopodobne, by to się mogło stać.
  Nie miała dobrych przeczuć, ale oprócz tego nie wiedziała, jak ma to wyjaśnić. W głowie widziała już obraz swojego mistrza. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę, że zła wiadomość go rozwścieczy. I najpewniej wydali ją z Zakonu.
  Przystanęła i odetchnęła głęboko. Dookoła niej słychać było ryk silników i pokrzykiwania handlarzy.
 Spojrzała w chmury. Co chwila przed jej oczami migał jakiś stateczek, najpewniej przewożący kolejnych niewolników.
  Po chwili ruszyła dalej. Miała złe przeczucia, co do Corrine i jej głupich pomysłów. Najpewniej blondynka czytała jakiś bzdurny magazyn o modzie zamiast naprawiać statek. Lub, co gorsza, jeszcze bardziej go zniszczyła. Gdyby tak się stało, Aayla nie hamowałaby się, i po prostu ją zabiła. Nie znosiła nierobów i ludzi, którzy ciągle wykręcali się od pracy albo zrzucali ją na innych. Nic nie robiąc, nie osiągnie się sukcesu.
   Co chwila ktoś ją zaczepiał. Powoli ogarniała ją furia, aż w końcu zawładnęła nią całkowicie. Dziewczyna czekała tylko na odpowiedni moment, by uwolnić gniew. Tłumiła go do momentu, w którym ktoś nie pociągnął jej za saszetkę ze skóry banthy wiszącą u pasa. Wtedy nie wytrzymała. Odwróciła się, by posłać wiązkę Mocy w kierunku przeciwnika. W chwili, gdy to zrobiła, zamarła.
   Przed nią stała dwójka małych dzieci, najwyżej siedmioletnich, ubranych w podarte ubrania. Dzieci były brudne i wychudzone. Kości, które powinny być prawie niewidoczne, wystawały ostro z ich ciał. Były bardzo do siebie podobne. Rodzeństwo bez dwóch zdań.
  Wyciągnęły przed siebie brudne i chude rączki w prośbie o pomoc. Aayla poczuła, że cały gniew, cała furia, która ją opętała, znika. Zastąpiło je coś w rodzaju współczucia. W tym samym momencie w umyśle ujrzała brudną ulicę i ją samą siedzącą na brudnym chodniku z głową opartą o budynek za nią. W małych dłoniach trzymała pudełko z zaledwie paroma kredytami. Nagle wizja znikła tak szybko, jak tylko się pojawiła. Aayla znów znalazła się na zatłoczonej ulicy. Solinar nie myśląc za wiele, sięgnęła do saszetki z pieniędzmi i wrzuciła sporą garść wprost w dłonie dzieci, które pisnęły radośnie. Dziewczyna uśmiechnęła się do nich i poczochrała po głowach. Patrzyła przez chwilę, jak dzieci oddalały się od niej, by w końcu zniknąć w tłumie. Sithanka odwróciła się i udała się w kierunku statku. Przez całą drogę przypominała sobie swoje dzieciństwo nim trafiła do Zakonu.

 Po jakiejś godzinie była na miejscu. Z pozoru wszystko było w porządku. Kanonierka znajdowała się tam, gdzie Aayla nią wylądowała. Po Corrine nie było śladu.
 Dziewczyna otworzyła właz ręcznie i weszła do środka. Zasilanie zostało przywrócone najpewniej przez R-17, ponieważ Holloway siedziała w fotelu zielonookiej Sithanki i czytała na datapadzie jakiś bzdurny magazyn o modzie. W Aayli się zagotowało, gdy ujrzała repulsory i układ sterowniczy na fotelu obok, czyli tam, gdzie je zostawiła.
- Co ty, na Moc, robisz, Corrine? – zapytała głośno, podchodząc do blondynki, która dalej czytała.
  Dziewczyna odwróciła głowę w jej kierunku i posłała Solinar drwiący uśmiech.
- Jak to co? – zapytała głupio, przesuwając palec po wyświetlaczu. – Śliczne buty, muszę je mieć… - dodała cicho.
   Aayla nie wytrzymała, wrzasnęła:
- Ty głupia, zadufana w sobie idiotko! – zacisnęła dłonie w pięści i podeszła do Holloway, która dalej przeglądała HoloNet. – Prosiłam, byś naprawiła statek, prawda?
   Corrine wzruszyła ramionami.
- Możliwe, ale wiesz… nie chcę zniszczyć sobie paznokci… - uniosła dłoń i przyjrzała się jej z dumą.
   Dla Aayli to już było zbyt wiele. Podeszła bliżej do dziewczyny i chwyciła ją za kołnierz od bluzki i unosząc ją lekko w górę.
- Z tobą naprawdę jest coś nie tak. Należysz do Zakonu Sithów, nie jesteś żadną panienką, by się tak stroić – warknęła i po chwili ją odepchnęła, a Corrine uderzyła głową o oparcie krzesła.
   Aayla zgarnęła repulsory i układ sterowniczy, i w towarzystwie R-17 wyszła z kanonierki na brudną płytę lotniska. Odkręciła z pomocą robota astromechanicznego płytę, pod którą kryły się przewody odpowiadające za poszczególne funkcje kanonierki, umożliwiające sterowanie. Wsunęła rękę po łokieć w poszukiwaniu odpowiedniej dźwigni, która umożliwiała naprawę repulsorów. Po chwili usłyszała nieprzyjemny zgrzyt, a klapa, pod którą był ukryty układ sterowniczy i repulsory, opadła na płytę lotniska. Dziewczyna zamknęła płytkę, po czym przeszła w kierunku przodu pojazdu i wślizgnęła się pod niego, przesuwając wcześniej blachę, która od wewnątrz była pokryta grubą warstwą rdzy. Aayla otrzepała dłonie i zaświeciła latarką we wnętrze stateczku. Zauważyła przepalone repulsory. Niestety były ukryte pod systemem nawigacji, oświetlenia oraz silnikiem. Zaklęła głośno, próbując wyjąć je bez naruszania go, jednak Skipray był stary i trzeba było rozmontować połowę statku, aby je wyjąć.
 Męczyła się niemiłosiernie, ale oprócz bycia pokrytą smarem oraz zadrapaniami spowodowanymi ostrymi częściami statku, nie udało się jej ich wyciągnąć. W końcu, zrezygnowana, wysunęła się spod stateczku i kopnęła go mocno. Poczuła ból w dużym palcu u nogi. Schyliła się, by pomasować stopę, mówiąc:
- Cholerny złom…
   W momencie, gdy to zrobiła, usłyszała cichy śmiech.
  Odwróciła się i zobaczyła młodego mężczyznę w czarnej skórzanej poprzecieranej kurtce, szarym podkoszulku i grafitowych wąskich spodniach. Na stopach miał ciężkie buty sięgające za kostkę, których sznurowadła pałętały mu się pod nogami. Miał ciemne, lśniące włosy i ciemnobrązowe oczy. Na ustach błąkał mu się zawadiacki uśmiech.
- Spokojnie, złość piękności szkodzi – powiedział, posyłając Aayli rozbawione spojrzenie. – Mogę? – wyciągnął dłoń w kierunku śrubokrętu, który trzymała.
 Dziewczyna nie wiedziała, co powiedzieć. Zamurowało ją. Mężczyzna był bez wątpienia przystojny i w dodatku w jej typie.
- Co ty tu robisz? – zapytała, przyglądając mu się uważnie. – I kim ty, do cholery, jesteś?
  Zaśmiał się, po czym wytrącił z jej ręki śrubokręt i podszedł do kanonierki. Wsunął się pod nią, a po chwili coś zazgrzytało i silnik spadł na płytę lotniska.
- Statki to delikatne maszyny. Nie możesz ich traktować jak… jak coś złego. – nie patrząc na nią, chwycił repulsory i zamontował je. Rozległ się cichy trzask, świadczący o tym, że urządzenie trafiło w zatrzaski.
  Aayla patrzyła na niego, nic nie rozumiejąc. Skąd ten facet się wziął? W tej samej chwili usłyszała znajomy głos:
- Aayla, co tak długo, kończ już… - nagle Corrine urwała. Stanęła obok Aayli i patrzyła w zdziwieniu na nieznajomego.
- Osz w mordę… - powiedziała, po czym zakryła sobie usta dłonią.
    Mężczyzna odwrócił się do blondynki i uśmiechnął się do niej. Dłonie miał czarne od smaru, ale nie przejmował się tym. Odgarnął z twarzy zabłąkany kosmyk i odsunął go. Po chwili na jego czole pojawiła się ciemna smuga.
- Cedran Lorloinne, do usług. – podszedł wolnym, sprężystym krokiem, cały czas się uśmiechając.
  Stanął przed nimi i spojrzał na nie z rozbawieniem. Jest jeszcze wyższy, niż mi się wydawało, pomyślała Aayla, przypatrując się mu. Był sporo wyższy nawet od Corrine, chociaż ta nie należała do niskich osób. Solinar zlustrowała go wzrokiem. Miał co najmniej sto osiemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu. Nie był chudy, ale też nie napakowany. Mięśnie miał wytrenowane w naturalny sposób – poprzez żmudny trening. W dłoni cały czas trzymał śrubokręt, który podrzucał.
- No to, dziewczyny, zabieram się do roboty – po raz kolejny się do nich uśmiechnął, a po chwili odszedł, aby wymienić układ sterowniczy.
    W tym samym momencie Aayla poczuła, że coś chwyta jej ramię. Odwróciła głowę i ujrzała Holloway patrzącą maślanym wzrokiem na Lorloinne. Corrine pociągnęła ją i odeszły na tyle daleko, by Cedran ich nie usłyszał.
- Skąd on się wziął, do cholery? – zapytała blondynka swoją towarzyszkę.
- Nie wiem – odparła szczerze, rozglądając się niespokojnie. W końcu spostrzegła to, co ją interesowało. Na drugim końcu lotniska stał smukły srebrno-granatowy stateczek, który niewątpliwie należał do młodego mężczyzny.
- Coruscant. – szepnęła Solinar. – On przyleciał z Coruscant. – pokazała Corrine stateczek.
- Myślisz, że jest szpiegiem? – spytała podejrzliwie Corrine, zerkając na bruneta.
- Wątpię, ale nigdy nic nie wiadomo. – po tym, gdy to powiedziała, wysłała w stronę młodego mężczyzny słabą wiązkę Mocy, aby go „przeskanować”. Nie wyczuła w nim silnego potencjału na Moc. Prawie nic nie wyczuła. Dziwne, pomyślała.
- Co jest dziwne? – dopiero kiedy Corrine się do niej odezwała, Aayla zrozumiała, że wypowiedziała swoje myśli na głos.
- Prawie w ogóle nie czuję jego powiązania z Mocą – powiedziała.
- Jak to?
- Nie wiem – w tym samym momencie spostrzegła, że młody mężczyzna je zauważył i w tym momencie biegł truchtem w ich stronę, uśmiechając się. Aayla już z daleka widziała, że był cały wysmarowany smarem. Szara koszulka początkowo czysta teraz miała czarne smugi. W ciemnych spodniach, dokładnie na udzie widniała sporej wielkości dziura. Pod nią widoczna była gładka, opalona skóra. W chwili gdy Cedran do nich dotarł, raptownie urwały rozmowę.
- Zrobione – podrapał się w tył głowy, niszcząc i tak już rozwaloną fryzurę. – W razie gdybyście potrzebowały pomocy, macie tu moje namiary – wyjął delikatnie datapad z dłoni Corrine i wpisał je, po czym z powrotem oddał go dziewczynie. Uśmiechnął się do nich, unosząc dłoń w geście pożegnania, po czym wsadził obie ręce do kieszeni, odwrócił się i odszedł w stronę swojego statku. Obie – Holloway i Solinar stały w kompletnym osłupieniu, patrząc na odchodzącego mężczyznę. Gdy zniknął z pola widzenia, weszły z powrotem do kanonierki, a Aayla usiadła w fotelu i włączyła napęd. Silnik ożył z głośnym warkotem. Dziewczyna była zaskoczona, ponieważ ten silnik nigdy tak dobrze nie działał jak teraz. Aayla uśmiechnęła się i wystartowały.

***

  Do tej pory nie mógł zrozumieć, dlaczego go nie zabiła. Przecież wystarczyłby delikatny, prawie niewidoczny ruch nadgarstka, a jego głowa potoczyłaby się po bruku. Nie rozumiał, co kierowało Sithanką.
  Scarce leżał na swoim łóżku z rękami złożonymi pod głową. Wpatrywał się w biały sufit, jednak go nie widział. Przed oczami wciąż widział jej twarz. Młody Jedi poruszył się niespokojnie na ten widok. Nawet teraz, po dwóch dniach od jej spotkania wciąż nie mógł przyznać przed sobą, że dziewczyna jest bardzo ładna. Wręcz piękna. Nigdy nie widział tak zielonych oczu i ognistych włosów. Nie, Scarce, nie możesz o tym myśleć. Jesteś Jedi.
  Zamknął oczy, usiłując uspokoić serce. Na darmo. W końcu nie wytrzymał, odwrócił się twarzą do poduszki, po czym przycisnął do niej twarz i krzyknął. Na szczęście poduszka stłumiła okrzyk. Scarce poleżał tak jeszcze przez parę minut, dopóki nie wyczuł w Mocy obecności swojej byłej mistrzyni. Wtedy błyskawicznie zerwał się z łóżka, ułożył poduszkę tak, jak powinna leżeć, a on spróbował doprowadzić do porządku swoje włosy. Jęknął, gdy to mu się nie udało.
   Słysząc kroki mistrzyni Tano, uspokajał oddech i kołaczące serce. W momencie, kiedy uznał, że jest już na tyle spokojny, aby przyjąć gościa. Przełknął ślinę, chcąc zwilżyć gardło. Usłyszał pukanie do drzwi.
- Proszę – odezwał się zduszonym głosem.
  Do pomieszczenia weszła Ahsoka Tano. Na jej twarzy malował się niepokój. Przyjrzała się swojemu dawnemu padawanowi.
- Dobry wieczór, mistrzu Novajump. Przepraszam, że przychodzę do ciebie o tak późnej porze, ale… niepokoję się – powiedziała, wchodząc do pokoju i z pomocą Mocy zamykając dyskretnie drzwi.
- Nic nie szkodzi, mistrzyni – odparł, czując, że serce na nowo zaczyna mu szybciej bić.
  Togrutanka usiadła na kanapie w odległym końcu pokoju, splatając dłonie na kolanach. Scarce usiadł naprzeciwko niej na wysłużonym fotelu. Ponownie przełknął ślinę, widząc badawczy wzrok swojej dawnej mistrzyni. Wiedział, że jest z nim coś nie w porządku, więc próbował to jakoś ukryć, wiedział jednak, że przed jego byłą mistrzynią prawie nic się nie ukryje.
- Od powrotu jesteś jakiś zdenerwowany, Scarce – rzekła Togrutanka. – Na pewno wszystko w porządku? – dodała z troską.
    Jedi zmarszczył czoło. Musiał ją okłamać. Znowu. Ale przecież Rycerze Światła nie kłamią, więc dlaczego jemu przychodziło to tak łatwo? Zupełnie tak, jakby miał kłamstwo we krwi. Nie to było jednak najdziwniejsze. Najniezwyklejsze było to, że nikt nie mógł go przyłapać na kłamstwie, jeśli on sam tego nie chciał.
    Spojrzał na swoją byłą mistrzynię. Musiał jej to zrobić. A poza tym jego obowiązkiem było uporanie się z problemem. Nie mógł nikogo więcej nim obarczać, również dlatego, że nikogo nie obchodziły jego problemy.
- Tak, wszystko w porządku. Po prostu źle sypiam i niezbyt dobrze się czuję – odparł, uśmiechając się słabo. Gdy to zrobił, poczuł ostre ukłucie bólu w miejscu, gdzie była blizna. Młody mężczyzna wiedział, że wspomnienie tego, jak pojawiła się na jego policzku, zostanie na zawsze. Cofnął się do tamtego dnia. Był bardzo nieostrożny i przez to wpakował się w pułapkę. Mistrzyni Tano oczywiście musiała go ratować, a i tak ledwo jej się to udało. Togrutanka o własnej sile przeniosła go do zbiornika z bactą, całego we krwi i ledwo żyjącego, mamroczącego niewyraźne słowa. Scarce wzdrygnął się w duchu na samo wspomnienie. Pod tym względem nienawidził samego siebie i swoją głupotę, która o mały włos nie doprowadziłaby wtedy do jego śmierci. Ilekroć patrzył w lustro, czuł do siebie obrzydzenie z powodu długiej, ciemnej blizny na jego policzku.
- Powinieneś iść do punktu medycznego, Scarce. Inaczej będzie jeszcze gorzej, młody.
- Na to nie pomoże bacta – w momencie, gdy to powiedział, poczuł, że wyznał zbyt dużo. Schylił głowę, ale kątem oka dostrzegł, jak źrenice kobiety rozszerzają się nieznacznie.
- Scarce… Młody… Powiedz, o cię gryzie. Wiesz dobrze, że mnie możesz powiedzieć o wszystkim… - poczuł, jak dłoń Togrutanki zaciska się na jego muskularnym ramieniu.
- Mistrzyni… Nic mnie nie gryzie. Jak już mówiłem, źle sypiam. To wszystko – w tej samej chwili dłoń, która nagle szybko się pojawiła, tak samo szybko zniknęła.
- Rozumiem – Ahsoka Tano skierowała się do drzwi. – Nie zwlekaj jednak za długo z tym, co ci leży na sercu, Scarce. Potem może być już zbyt późno. Pamiętaj też, że nie jesteś jedynym, który żałuje swojej decyzji. Zastanów się, czy dobrze zrobiłeś, dołączając do Zakonu Jedi – po tych słowach jeszcze raz na niego zerknęła, a potem wyszła bezszelestnie i zamknęła drzwi.
  Scarce osunął się na fotelu, przez co jego długie nogi wygięły się pod dziwnym kątem. Oddychał szybko i płytko, ponieważ miał ściśnięte przez przeponę płuca. Ukrył twarz w dłoniach, a po chwili po jego policzkach zaczęły płynąć łzy bezsilności.

***

  Od samego początku wiedziała, że Lord Qiva jej nie daruje. Tym bardziej, że odczuwał jej niepokój i złość za to, że nie zabiła tego Jedi zgodnie z rozkazem. Tym bardziej była na siebie zła, ponieważ w przyszłości ten mężczyzna mógł zniszczyć Zakon Sithów, który dopiero sto lat standardowych temu wrócił znów na arenę. Jednak teraz Sithowie nie popełniali już tych rażących w skutkach błędów, co kiedyś. Pozostali ukryci na tajemniczej planecie o nazwie Iluminar, która leżała na samych krańcach Galaktyki. Odkąd została odkryta przez dawnego mistrza Lorda Qivy ani razu nie zostali zmuszeni do zmiany kryjówki. Może też dlatego, że Iluminar do złudzenia przypominała Dromund Kaas. Warunki atmosferyczne były niemal identyczne, co tam, jednak glob nie był skąpany w ciemności. Jedynie niewielka część planety nie miała dostępu do światła, a to dlatego, że kiedyś, wiele miliardów lat temu, we wciąż stygnącą planetę uderzyła druga, która zmieniła kąt nachylenia orbity Iluminar.
   Aayla wyszła z kanonierki w towarzystwie Corrine wprost na zarośniętą płytę lotniska. Wiał silny wiatr i młoda Sithanka była zmuszona do odgarniania z twarzy swoich kasztanowych, długich, kręconych włosów. Szła szybkimi, wielkimi krokami w stronę budynku celników. Odetchnęła z ulgą, kiedy obie dziewczyny znalazły się w środku, z dala od gwizdów wiatru i latających wszędzie śmieci.
  Wyjęła identyfikator, po czym podała go celniczce, która po kilku sekundach zwróciła go Solinar.
- Lord Qiva czeka na panią – poinformowała.
 Aayla zdusiła przekleństwo cisnące się jej na usta. Musiała sprostać temu, co było nieuniknione. Mamrocząc pod nosem i nie zwracając uwagi na Holloway, przeszła długim, jasno oświetlonym korytarzem prowadzącym do bezpośrednich komnat Lorda Qivy. Nie szła długo, a poza tym znała doskonale rozkład budynku i po zaledwie dziesięciu minutach znalazła się na miejscu.
 Stanęła przed drzwiami pokoju swojego mistrza. Przełknęła ślinę, po czym chwyciła za klamkę, chcąc otworzyć drzwi. Ubiegł ją właśnie Lord Qiva, który otworzył na oścież drzwi i patrzył się niezadowolony, a nawet wściekły na swoją uczennicę.
- Wejdź – rozkazał.
  Aayla wślizgnęła się po cichu do komnaty, która była surowo urządzona. Żadnego przepychu, ot, zwykły pokój, który mógł należeć do każdej osoby przebywającej na tej planecie. Jednak w pomieszczeniu czuć było obecność Ciemnej Strony. Dziewczyna stała, nie śmiejąc się poruszyć.
- Zlikwidowałaś tego Jedi, jak ci kazałem?
    Aaylę przeszedł po plecach zimny dreszcz. Jak miała mu powiedzieć prawdę? Przecież on ją zabije!
- Mistrzu, ja… ja nie dałam rady… - powiedziała cicho, czekając aż trafi w nią błyskawica Mocy. Jednak tak się nie stało. Aayla uniosła głowę i spojrzała swojemu mistrzowi prosto w oczy. W żółtych tęczówkach czerwonoskórego Twi’leka nie można było wyczytać nic poza zwykłą furią. Furią skierowaną na nią. – Jednak chciałabym jeszcze raz spróbować. Nie przygotowałam odpowiedniej strategii, mistrzu.
    Sith patrzył na nią bez słowa, a potem rzekł sucho:
- Masz jeszcze jedną, ostatnią szansę. Jeśli i tym razem ci się nie powiedzie, zostaniesz wydalona z Zakonu – rzekł, po czym wyszedł z pokoju, pozostawiając Aaylę samą na środku pomieszczenia.

***

Na Moc, jest w końcu. Zajęło mi miesiąc napisanie go, ale w końcu jest. Od razu, na samym wstępie uprzedzam, że trzeci rozdział nieprędko się pojawi. Muszę najpierw załatwić sprawy prywatne, a dopiero potem zająć się blogiem. Dedykacja jak zwykle dla Rani, Annie i Lucy.
Niech Moc będzie z Wami!!!

5 komentarzy:

  1. Witam szanownego Pana i żegnam hejterów, którzy pewnie tu zawitali. Dlaczego hejterzy? Yhh... nie piszę idealnie, tak? Tak. I są takie anonimowe imbecyle... wiesz :D Nowy post u mnie, to promowanie blogów, gdzie jest od wczoraj Twój(Życie ma wiele ścieżek...). Chyba tu im się bardziej spodoba, nie? Tak jak mi ^^
    Zacznijmy od tego, że na blogach jestem już od roku i to jest chyba najbardziej oryginalny pomysł, jaki do teraz spotkałam :) (bez urazy dla innych :) ) Samo stworzenie nowych postaci jest super. Aayla... była Aayla Secura, ale mi to nie przeszkadza, bo powiem iż, imię odzwierciedla Rycerza Jedi, a tu nadałeś to imię Sithowi. Wspaniała oryginalność i wielki plus za to.
    Co do Scarce'a... nie umiem wymawiać i odmieniać jego imienia xD Jest oryginalne i kolejny plus! Jedi wydaje mi się podobny do Anakina i jest to logiczne. Otóż Anakin miał się nauczyć odpowiedzialności przez Ahsokę, bo była pod wieloma względami tak jak on, czyli uczył się "na samym sobie". Przydzielenie i zachowanie Twojego bohatera jest logiczne w tej sprawie :D
    Stworzenie kogoś takiego jak Holloway... według mnie, to taka typowa, filmowa licealistka wstawiona do SW xD Może to zabrzmiało jak hejt, ale to jest komplement, bo kolejny ordżinal na Twoim blogu ;D
    Strasznie Cię podziwiam za pisanie tego bloga. Składasz wspaniałe zdania, piszesz wspaniale i długie opowiadania. Jeszcze tak oryginalne, pod względem SW. Daję Ci od.. 14-17 lat XD Widać, że umiesz, że masz talent i że przede wszystkim się chce. Będę czytać dalsze losy bohaterów i pisać komentarze, gdzie będę wyrażać swoją opinię.
    Osobiście jestem za tym, by ktoś przestrzelił Holloway cycki, które może ma, może nie XD Może stanę się w Twoich oczach świruską, ale dawno nie miałam takich chwil, więc nie zdziw się jeżeli zobaczysz coś podobnego w moich komentarzach. Dla większości bloggerów, to normalne, ale raczej nikt się JESZCZE nie skarżył xD W każdym razie bądź pewny czegoś takiego :D
    Emm... nie zostaje mi nic innego jak życzyć Ci weny i zaprosić do mnie, na czym mi zbyt bardzo nie zależy. Spodoba się, to się spodoba. Nie to nie. Każdy ma inne zdanie. Ja osobiście jestem dumna, że piszę to dalej i tak zaszłam daleko, czego się nie spodziewałam. Mimo hejtów, ale umiem zauważyć wytyczony błąd, który mi daje wskazówkę by się poprawić. Jeżeli chodzi o hejterów, którzy może tu zawitają, to miej ich głęboko, bo są ludzie, którym zależy na tym, byś dalej pisał :) Taka rada ode mnie :D

    Niech Moc będzie z Tobą! Weny ;) I pomysłów

    Padawanka Anakina Skywalkera - Kiwi ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na samym wstępie napiszę, że się potwornie rozpisałaś. Zawsze piszesz takie długie komentarze?
      Co do hejterów, to mam ich głęboko w czterech literach. Tacy ludzie po prostu zazdroszczą tym, którzy posiadają wyobraźnię i nie wahają się jej użyć. Ot co.
      Dziękuję, za to, że uważasz moje opowiadanie za oryginalne.
      Jeśli chodzi o bohaterów, to rzeczywiście są oryginalni. Jednak imię i nazwisko głównej bohaterki zostało zainspirowane właśnie Aalą Securą.
      Imię Scarce wymawia się w następujący sposób - "skers". I faktycznie jest podobny do Anakina.
      Corrine - trafiłaś w samo sedno. Nie lubię jej, ale każdy ma kogoś takiego, kto mu zazdrości.Tak naprawdę mam zaledwie 14 lat. Nie więcej niej.
      Nie, nie będę miał Cię za świruskę, dlaczego? Tylko dlatego, że piszesz, że Ci się się podoba? Musiałbym być głupi.
      Z pewnością zajrzę i zacznę obserwować. Może dzięki temu wróci mi wena? Bo w tej chwili nie mam kompletnie pomysłu, jak zacząć.
      Niech Moc będzie z Tobą!

      Usuń
  2. Wybacz za kolosalne spóźnienie, ale jako twoja mistrzyni muszę Cię nauczyć cierpliwości ;*.
    A że idzie Ci coraz lepiej trzeba testować na bieżąco młodego padawana. ^-^
    No co mam tu napisać? No, genialny jesteś, no!
    Pierwszy fragment tak okropnie mnie wzruszył, że płaczę. Płaczę, no! Jest w niej dobro! There is still good in her!
    No weź no... on jest jak Anakin, będę płakać. Czekam aż wyjaśnisz mi przyczynę jego śmierci. *tup* Chyba że mi napiszesz na GG... wiesz... w zamian za unieważniony trening... brak zmywania garów w stołówce świątynnej... :D Mam tylko nadzieję, że nie zginął kretyńską śmiercią. :c
    Mam dreszcze i tak bardzo chcę wiedzieć...
    . Pamiętaj też, że nie jesteś jedynym, który żałuje swojej decyzji. Czy to się tyczy jej błędów? No halo! Masz mi powiedzieć! :c JA TERAZ
    Czekam na następny ;*.
    Niech Moc będzie z Tobą, padawanie. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przepraszaj, każdemu może się zdarzyć.
      Dziękuję, że tak myślisz.
      I wcale nie jestem genialny.
      No dobrze, zaczęłaś płakać. Okej, spoko.
      Jest podobny, ale nie jest jak Anakin. Wyjaśniłem Ci na GG. Ale nie spojleruj, proszę.
      Wiesz jako jedyna oprócz mnie.
      Co do słów Ahsoki, to Ci nie wyjaśnię, już i tak za dużo wyznałem.
      No to jeszcze poczekasz :D
      Niech Moc będzie z Tobą, mistrzyni!

      Usuń
  3. Wika przepraszała? To ja... No nie wiem co, cokolwiek. Przepraszam, serio, mocno. Moim tłumaczeniem może być jedynie dziwka zwana życiem, chociaż okazuje się, że nie mam czasu żyć. Trzecie zdanie i już zero sensu.
    Okay, ostatnio nie mam głowy do komentarzy, jeśli walę kombo zdań wyrażających miłość dla tworu powyżej, nie będzie to żadnym zaskoczeniem.
    Aayla bardzo. Czekałam, aż spuści wpierdol tej drugiej, chociaż rzucanie ludźmi też jest świetne. Ech, nowe pokolenie Sithów, jedna nie mogła zabić Jedi, druga przegląda kolorowe pisemka, zaraz zaczną słuchać dubstepu i oglądać jakieś "Coruscant Shore" D:
    Scarce... A raczej Ahsoka. Czy ona mówiła o swoich błędach? *Rozwija listę wszelkich przewinień panienki Tano.* Sprzedam kopie B) Chyba, że ona kogoś... Hehe, do niedawna sama kombinowałam z kimś dla niej, ale chwilowo złapałam małą awersję do postaci kanonicznych, chyba powinnam powtórzyć SW, żeby się ogarnąć, tylko kiedy? Nieważne.
    Ten komentarz wydaje mi się potwornie krótki.
    Zakochane dzieci, krzyczenie w poduszkę i te sprawy, uroczo, uroczo.
    Okay, serio nic więcej nie napiszę. Pięknie, genialnie, kocham to, serio przepraszam za spóźnienie.
    Lucy out.

    OdpowiedzUsuń